Jako, że ten jeden z najbardziej popularnych festiwali świateł odbywa się zawsze na początku grudnia ( i podobno ma wyrażać wdzięczność wobec Maryji), pogoda zdecydowanie nie dopisała. Lyon leży daleko od Morza Śródziemnego, więc okołozerowe temperatury były dla nas sporym szokiem po przyjeździe z jednak ciepławego Montpellier. Włożyłam na siebie wszelkie dostępne warstwy, a i tak marzłam okrutnie:
Wg niektórych uznawany za jedno z największych zgromadzeń na świecie, zaraz po karnawale w Rio i Oktoberfeście w Monachium, dzięki 4 milionom odwiedzających rocznie. Typowo jak na festiwal świateł - na ulicach i budynkach pojawiają się niezliczone neony i iluminacje - w 2014 było to ponad 50 instalacji rozmieszczonych po całym mieście. I tak przez 4 dni :)
Grudniowy Lyon w ciągu dnia:
Wybaczcie jakość, ale zdjęcia świateł nocą są trudne technicznie, szczególnie dla mojego aparatu ;) Jeśli chcecie zobaczyć porządne foty - polecam Google Images. Tysiące osób z lepszym sprzętem i umiejetnościami wrzuca swoje dzieła do internetu.
Lyon nocą:
Mieszkańcy Lyonu są podzieleni: jedni mają dość i przez te kilka dni zostają w domu i unikają centrum - jestem w stanie ich zrozumieć, szalone tłumy upchane w małych uliczkach, ledwo przejść można jak widać poniżej:
Inni zaś wychodzą na ulice z instrumentami lub.. sprzedawać grzane wino (czasem inne alkohole) lub naleśniki z nutellą :D Takie stanowska można spotkać dosłownie co parę metrów i całe centrum miasta pachnie przyprawami korzennymi:
Ach, a tak nota bene - niektóre z tych instalacji wyglądają ładnie nawet w ciągu dnia :)
I WOGLE! Próbowałam pieczonych kasztanów. Nie wiem doprawdy o co ten cały szum!
PS: Następnym razem grudniowa Hiszpania! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz