niedziela, 17 kwietnia 2016

Paralotnie, YO YO

Uparłam się, że chcę na Reunion zrobić downhill, nurkować i polecieć na paralotni. O ile z downhillem nie wyszło (może to i dobrze, mam nadal wszystkie zęby i kości w całości), o tyle paralotnia wypaliła pewnego dnia i była przezajebista. Wykupiłyśmy skok z 800 m (można było i zacząć wyżej, ale podjazd trwał ponad 40 minut) - a to miał być pierwszy skok, żeby tylko zobaczyć czy nam leży czy nie. A gdzie lepiej wykonać pierwszy skok, jak nie wulkanicznej wyspie, z lądowaniem koło laguny ;)

Przed skokiem nieco trzęsły mi się nogi. Ale przeżyłam, i gdyby nie zejście do lądowania (bardzo, baaardzo ostre skręty gdy żołądek podchodził do gardła jak na kolejce górskiej), byłabym zachwycona :D Co tu więcej gadać - foty!

Cisza przed burzą. 




Cicho (tam w górze jest bardzo cicho!) i przepięknie. Laguna z lotu ptaka. Polecam :)





Niestety moje zdjęcia były lamerskie jak nieszczęście, ale co tam, za parę lat i tak fajnie będzie powspominać:



Bonus: smutny żółw (podczas wizyty w ośrodku dla ratowania i zachowania żółwi) - przy okazji ośrodek można zobaczyć z góry podczas lotu i wszystkie żółwie w otwartych zbiornikach tłukące się uparcie o ściany.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz